Wkraczając w świat zdrowego odżywiania, można się zgubić
Kiedy Anna zaczynała swoją przygodę z paleo, wierzyła, że robi coś naprawdę dobrego dla siebie. Przez pierwsze miesiące czuła się świetnie, miała więcej energii i wreszcie zaczęła dbać o swoje ciało. Jednak z czasem ta fascynacja zamieniła się w obsesję. Nie potrafiła już zjeść niczego, co nie było w 100% czyste i naturalne. Każde wyjście na miasto kończyło się stresem, bo boiła się, że coś jej zaszkodzi. A co więcej, zaczęła się izolować od znajomych, bo jedzenie w ich towarzystwie stało się dla niej źródłem lęku. Tak właśnie wygląda historia Anny – piękny początek i dramat, który często pozostaje niewidzialny dla otoczenia.
Statystyki mówią same za siebie. Choć ortoreksja – czyli obsesja na punkcie zdrowego i czystego jedzenia – nie jest oficjalnie uznawana za zaburzenie odżywiania w DSM-5, to jej objawy są coraz bardziej widoczne. Szacuje się, że problem dotyka już nawet kilku procent społeczeństwa, szczególnie aktywnych w mediach społecznościowych i środowiskach promujących fit styl życia. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Za każdym radosnym zdjęciem smoothie bowl kryje się często historia walki z własnym ciałem i umysłem – pełna niedowierzania, frustracji i lęku przed utratą kontroli.
Co to tak naprawdę ortoreksja? Gdzie kończy się zdrowe odżywianie, a zaczyna obsesja?
Ortoreksja to swojego rodzaju pułapka, w którą łatwo wpaść. Nie jest to jeszcze oficjalne zaburzenie w klasyfikacji DSM, ale jej symptomy są coraz bardziej rozpoznawalne. Osoby z tym problemem eliminują z jadłospisu całe grupy produktów – nie tylko fast-foody, ale też te, które kiedyś były podstawą zdrowej diety, np. tłuste sery, jajka czy pełnoziarniste pieczywo. To nie jest zwykła dbałość o zdrowie, tylko paranoja, w której jedzenie staje się moralnym wyborem, a nie przyjemnością.
Charakterystyczne symptomy to liczenie makroskładników do perfekcji, ciągłe analizowanie etykiet, unikanie restauracji i towarzyskich spotkań, bo boimy się, że ktoś poda nam coś nieczystego. A jeśli ktoś z dietetyków czy psychologów mówi o tym, że to już jest problem, to często słyszymy, że to tylko dbałość o siebie. Tymczasem, brak elastyczności i ciągłe poczucie winy za zjedzenie czegoś, co nie mieści się w wyśrubowanych normach, to już sygnał ostrzegawczy.
Skala ORTO-15, narzędzie służące do nej oceny, pokazuje, że aż jedna trzecia badanych może wykazywać objawy zbliżone do ortoreksji. A to oznacza, że problem jest bliżej nas, niż myślimy. Co więcej, badania wskazują, że osoby z ortoreksją często cierpią na niedobory pokarmowe, bo eliminują z diety tłuszcze, węglowodany czy witaminy, których brakuje im potem nawet w sferze psychicznej – waha się nastrój, pojawiają się problemy z koncentracją i snem.
Korzenie obsesji: presja, media, perfekcjonizm
Skąd się to bierze? W dużej mierze za sprawą kultury, którą promują media społecznościowe. Zdjęcia idealnych posiłków, filtry, które maskują niedoskonałości, i opinie influencerów, którzy wydają się mieć receptę na życie. Niektórzy z nich chwalą się dietami, które eliminują wszystko szkodliwe i gwarantują młodość na zawsze. Warto zwrócić uwagę, jak bardzo ta presja wpływa na naszą psychikę – im bardziej staramy się sprostać temu perfekcyjnemu obrazowi, tym bardziej oddalamy się od własnego zdrowia.
Na dodatek, kultura fitness i dążenie do idealnej sylwetki wywołują u wielu poczucie, że jeśli nie jesteśmy absolutnie czysto odżywiający się, to nie zasługujemy na szacunek. W tym wszystkim dochodzi jeszcze rola neuroprzekaźników, takich jak serotonina czy dopamina – ich niedobór w wyniku restrykcyjnych diet może pogłębiać uczucie frustracji i depresji. W efekcie, zamiast cieszyć się jedzeniem, zaczynamy się go bać, bo jest ono źródłem stresu, a nie przyjemności.
Rodzinna tradycja, jak ta babci Zosi, która zawsze powtarzała: Wszystko z umiarem, zostaje zastąpiona przez obsesję na punkcie czystości i naukowości diety. To jak wyścig, w którym zwycięża ten, kto najbardziej wyklucza, a nie ten, kto potrafi cieszyć się jedzeniem w zgodzie ze sobą.
Konsekwencje, które mogą nas zaskoczyć
Wydawałoby się, że dieta ma służyć zdrowiu, ale ortoreksja często prowadzi do odwrotnego skutku. Ciało cierpi, bo brakuje mu ważnych składników odżywczych – niedobory witamin, minerałów i tłuszczów mogą powodować problemy skórne, osłabienie układu odpornościowego, a nawet zaburzenia hormonalne. Psychicznie? To już inna bajka. Osoby z obsesją na punkcie czystości jedzenia często doświadczają lęków, depresji i poczucia winy, gdy zjedzą coś nie tak.
Na poziomie społecznym, izolacja jest nieunikniona. Spotkania przy stole zamieniają się w stresujące wydarzenia. Wspólne obiady, które kiedyś były okazją do radości i integracji, stają się polem walki – czy można zjeść coś dopasowanego do rygorystycznych norm, czy też trzeba się poddać i zjeść coś, co wywoła poczucie winy? To paradoks – zamiast budować relacje, obsesja niszczy je od środka.
Warto pamiętać, że zdrowie to nie tylko to, co na talerzu, ale też to, jak czujemy się w głowie i sercu. Nadmiar perfekcjonizmu w odżywianiu może się skończyć poważniejszymi problemami niż te, które miały nam pomóc rozwiązać.
Jak odzyskać radość z jedzenia? Proste kroki ku zdrowemu podejściu
Na szczęście, są sposoby, by wyjść z tego labiryntu. Pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie, że jedzenie ma być przyjemnością, a nie wyrokiem. Nauka intuicyjnego jedzenia, czyli słuchania własnego ciała, zamiast liczenia makroskładników do perfekcji, to świetny punkt startowy. Jeśli czujesz, że ciągle się restrykcyjnie odżywiasz i boisz się zjeść coś spontanicznie, spróbuj stopniowo oswajać się z różnorodnością potraw.
Rozmowa z dietetykiem, który rozumie, że zdrowie to harmonia, a nie skrajności, może być kluczem do wyjścia z pułapki. Warto też pamiętać o wsparciu społecznym – bliscy, którzy rozumieją, że od jedzenia nie trzeba od razu tworzyć moralnego wyroku, są nieocenieni. A na dodatek, od czasu do czasu można pozwolić sobie na odrobinę luzu – bo życie jest za krótkie, by je spędzić na liczeniu kalorii.
Nie bój się też eksperymentować z nowymi smakami, a przede wszystkim – słuchać własnych odczuć. Przestań oceniać posiłki jako dobre albo złe. Zamiast tego, zacznij jeść dla przyjemności, a nie dla wyrównania tabelki na papierze. To, co naprawdę odżywia ciało i duszę, to umiejętność cieszenia się każdym kęsem, bez poczucia winy.
Na koniec: czy warto się zastanowić nad własnym podejściem do jedzenia?
Możesz się zdziwić, ile z tego, co robisz, jest efektownym wyścigiem z własnym ciałem i głową. Zamiast dążyć do nierealnego ideału czystości, spróbuj spojrzeć na jedzenie jak na coś naturalnego, pełnego różnorodności i smaków. Warto przypomnieć sobie słowa babci Zosi, która mówiła: Wszystko z umiarem. Może to najprostsza recepta na to, by znów poczuć radość z jedzenia i odzyskać spokój.
Jeśli czujesz, że problem wymyka się spod kontroli, nie wahaj się szukać pomocy. Terapia poznawczo-behawioralna, wsparcie bliskich i własne zrozumienie, że zdrowie to więcej niż liczby na wadze czy tabelki, mogą zmienić twoje spojrzenie na jedzenie na zawsze. Pamiętaj – jedzenie ma służyć życiu, a nie go niszczyć. Warto podjąć krok ku zdrowszemu i bardziej autentycznemu podejściu do siebie samego.